„Szacunek nie polega na tytułowaniu a na relacji, w jakiej na co dzień z kimś żyjemy”
Radek. Radzio. Radar. Od dwóch lat to imię odmieniane jest przez wszystkie przypadki
oraz na wszystkie możliwe sposoby. Pamiętam jego pierwsze chwile w Błoniance. Do klubu przyszedł
pan piłkarz! Zawodnik z przeszłością w najwyższych ligach. W CV kluby takie jak: Arka Gdynia, Widzew Łódź czy Górnik Łęczna. Jednak kiedy po raz pierwszym miałem okazję z nim porozmawiać, nie miałem wrażenia, że mam do czynienia z „gwiazdą”. Wręcz przeciwnie. Przy Legionów, po wielu latach zerowego kontaktu, spotkałem swojego starszego, dobrego kolegę, któremu bardzo zależało na nadrobieniu straconego czasu. Zasypywał mnie seriami pytań, uważnie słuchając odpowiedzi
na każde z nich. Momentalnie zyskał nie tylko moją sympatię, ale także całej drużyny i kibiców. Profesjonalista na boisku oraz poza nim. Człowiek wysokiej kultury a zarazem pełnej swobody. Jeden z liderów szatni Błonianki Błonie. Jakby to powiedział Tomek Sieński- „klasa!” . Niewiele brakowało, żeby jego przygoda z naszym klubem zakończyła się wraz z poprzednim sezonem. Życie jest jednak przewrotne. Radosław Bartoszewicz nie odszedł z Błonianki Błonie…
…Radosław Bartoszewicz stał się jej trenerem.
Do lektury pierwszej rozmowy z nowym trenerem Błonianki Błonie zaprasza Wojciech Cieślak.
Radku, jak się czujesz po tym jak oficjalnie zostałeś trenerem Błonianki Błonie?
-Na pewno jest to dla mnie coś nowego, ale tak naprawdę już od kilku lat przygotowywałem się do tej roli. Zawsze gdzieś z tyłu głowy kryła się myśl o tym, żeby być trenerem. Teraz przyszedł moment, kiedy padła taka propozycja i oto jestem!
W jaki sposób przebiegały rozmowy z klubem dotyczące prowadzenia przez ciebie Błonianki Błonie?
-Sytuacja była dynamiczna. Nie spodziewałem się, że można tak szybko przebyć drogę z piekła do nieba! (śmiech) Nie będę przytaczał całej zakulisowej historii… Wszystko odbyło się z dnia na dzień. Klub zareagował natychmiastowo, więc i moja decyzja odnośnie prowadzenia Błonianki była również natychmiastowa.
Wiem, że klub bardzo ceni twoje umiejętności piłkarskie, przez co chciał, abyś łączył obowiązki zawodnika i trenera. Dlaczego nie zdecydowałeś się na takie rozwiązanie?
-Według mnie trudno to pogodzić. Grając na boisku nic bym nie widział. Stojąc przy linii jako trener mogę obserwować zespół, podejmować przemyślane decyzje. Przyszedł w końcu taki moment,
kiedy trzeba było sobie powiedzieć: „koniec z kopaniem, czas zarządzać!”.
Kiedy mieliśmy okazję się przywitać, to zwróciłem się do ciebie: „panie trenerze”. Czy nie uważasz, że fakt bycia kolegą z drużyny, który dodatkowo odgrywał ważną rolę w szatni, będzie komplikował pracę trenerską? Jak zmiana z zawodnika w szkoleniowca wpłynie na twoją relację z zespołem?
-Absolutnie nie uważam, że ktokolwiek ma mi mówić „trenerze” czy „panie trenerze”. Nie! Mówienie do mnie na „ty” w ogóle mi nie przeszkadza i nie jest dla mnie objawem braku szacunku, wręcz jest naturalne. Szacunek nie polega na tytułowaniu a na relacji, w jakiej na co dzień z kimś żyjemy. Nie sądzę, że fakt dzielenia szatni z chłopakami będzie utrudnieniem mojej pracy. Jak ja to mówię, „wszystko wyjdzie w praniu”. Uważam, że może mi to jedynie pomóc, bo znam tę szatnię. Przecież przed chwilą w niej siedziałem! Teraz tylko zamieniłem miejsce pracy, ale w szatni i tak będę. (śmiech)
Co jest największą wartością zespołu, który przyjdzie ci prowadzić na początku twojej trenerskiej przygody?
-Plusem tej drużyny jest to, że kręgosłup zespołu od dwóch lat jest niezmienny, a to bardzo duży kapitał. Większość się zna zarówno z boiska jak i spoza niego. Uważam to za nasz atut.
Do rozpoczęcia nowego sezonu pozostał mniej więcej miesiąc…
-Pięć tygodni!
Dokładnie, pięć tygodni. Niedużo czasu na wprowadzanie drastycznych zmian. Czy rozmawiałeś
z klubem na ten temat? Jaka jest twoja wizja tej drużyny?
-Na tę chwilę nie zamierzam przeprowadzać rewolucji. Absolutnie nie mam też zamiaru zmieniać tego, co dobrze funkcjonowało w zeszłym sezonie. Trzeba to wykorzystać i mam pomysł jak to zrobić. Chcę, żeby funkcjonowało to jeszcze lepiej w nadchodzących rozgrywkach. Zmiany będą jedynie kosmetyczne. Wiadomo, że zawsze ktoś przyjdzie, zawsze ktoś odejdzie. Rozmawiałem z klubem o tym, kogo chcemy zatrzymać w tej drużynie. Kto jest nam na ten moment przydatny a kto mógłby przede wszystkim grać i rozwijać się w innym zespole. Naprawdę, zmiany nie będą rewolucyjne.
Czy możemy się spodziewać, że jeszcze przed rozpoczęciem nowego sezonu ktoś nowy dołączy
do drużyny Błonianki?
-Na pewno pojawią się dwaj, trzej nowi zawodnicy, którzy przyjdą tu tylko po to, żeby być. Mają
oni przede wszystkim grać lub stanowić bardzo mocną konkurencję.
Jak w takim razie będzie wyglądała Błonianka Błonie pod wodzą Radosława Bartoszewicza?
-(śmiech) Chcę, żeby Błonianka była zespołem zorganizowanym a w jej formacjach panował porządek. Od chłopaków będę oczekiwał poświęcenia i walki o każdy centymetr boiska. Wynik nie zawsze będzie zależny od nas, ale musimy zrobić wszystko, żeby takim się stał.
Jesteś w Błoniance od dwóch sezonów. To chyba wystarczająco dużo czasu na poznanie klub.
Jakie są twoje obserwacje dotyczące Błonianki? Czego jej brakuje do wejścia na wyższy poziom?
-Jako trener będę miał wpływ głównie na drużynę. Jednak jeśli mówimy tak ogólnie o całym klubie,
to musi się on czymś wyróżniać. Czym? Przede wszystkim kulturą i profesjonalizmem. Czy to zawodnicy, czy to rodzice czy kibice, wszyscy muszą czuć, że tu zawsze ktoś o nich zadba, że są potrzebni, że panuje tu życzliwa atmosfera. To jest coś, nad czym wspólnie musimy pracować.
Błonianka jest początkiem twojej trenerskiej przygody. Jakie więc cele zostały ci wyznaczone
na nadchodzący sezon? Czy ma on być dla ciebie przetarciem, czy jednak już teraz możesz zadeklarować walkę o awans?
-Ktoś, kto nie był „w piłce” może sobie mówić: „awans” czy „mistrzostwo”, w lipcu, w sierpniu,
ale to jest dla laików. Ja się z tym nie zgadzam. O awansie można mówić w kwietniu, w maju. Dla nas celem będzie praca. Tydzień pracy zakończony meczem, kolejny tydzień pracy… Nas będą interesowały krótkie odcinki czasu, to co jest teraz. Co będzie w przyszłości? Nie mam pojęcia! Chciałbym, żebyśmy przede wszystkim byli zorganizowani, odpowiedzialni i pracowici.
„Coś się kończy, coś się zaczyna”… 8 lipca oficjalnie stałeś się trenerem Błonianki Błonie, ale tym samym zakończyłeś swoją karierę piłkarską. Krótko. Czy jesteś z niej zadowolony?
-Jasne! Wiesz, mógłbym powiedzieć: „o Jezu… Chciałbym zagrać czterysta meczów w ekstraklasie,
sto meczów w reprezentacji!”. Mój kolega, który był reprezentantem Polski oraz ma na koncie setki spotkań w lidze, powiedział mi kiedyś, że ze swojej kariery wycisnął sto dwadzieścia procent.
To ja powiem, że wycisnąłem sto czterdzieści! (śmiech). Zawsze będzie jakiś mały niedosyt, ale myślę, że każdy sportowiec chciałby móc osiągnąć jeszcze więcej. Ja nie narzekam. Cieszę się z tego co udało mi się osiągnąć.
Na zakończenie. Co chciałbyś powiedzieć kibicom Błonianki? Patrząc przez pryzmat wyniku sportowego, zwolnienie Tomasza Feliksiaka dla wielu z nich do dziś jest zaskoczeniem. Kibice znają cię z boiska, mogą cię lubić, ale niekoniecznie muszą być przekonani, że jesteś dobrym wyborem
na stanowisko trenera. Czym więc chciałbyś ich przekonać?
-Jedyne czym mogę przekonać do siebie kibiców, to sposobem pracy oraz grą prowadzonego przeze mnie zespołu. Chciałbym, żeby byli z nami kiedy wygrywamy, ale przede wszystkim, żeby byli z nami
w tych najtrudniejszych momentach, bo każda drużyna takie ma. Liczę na nich! Liczę, że będą zawsze
z nami!
Komentarze